Jednym z najważniejszych powodów suszy jest globalne ocieplenie. 2024 rok jest kolejnym najcieplejszym rokiem w historii pomiarów. Każdy kolejny miesiąc bije niechlubny rekord temperaturowy w porównaniu do ubiegłych lat. Słowem, temperatura na Ziemi wzrasta a wraz z tym zjawiskiem, coraz bardziej brakuje wody.
Ten rok pod względem hydrologicznym i tak był dosyć łaskawy. Zimą odnotowano okresy zalegania pokrywy śnieżnej, początek wiosny był dość wilgotny, potem nastąpił gorący maj i upalny czerwiec z burzami i intensywnymi opadami. Mimo to mówimy o suszy, która stała się już zjawiskiem powszechnym w naszym kraju
– mówi dr hab. Iwona Wagner z Katedry UNESCO Ekohydrologii i Ekologii Stosowanej, Wydział Biologii i Ochrony Środowiska Uniwersytetu Łódzkiego.
Klimatyczny Bilansu Wodny (KBW) dla kraju w okresie od 1 maja do 30 czerwca 2024 roku. Średnia wartość KBW wynosiła -121 mm. Na południu kraju deficyt wody był najmniejszy. Największe niedobory wody od -160 do -229 mm notowano na obszarze: Pojezierza Mazurskiego, Polesia, Wyżyny Lubelskiej, Niziny Mazowieckiej oraz Podlaskiej. Stwierdzono wystąpienie suszy rolniczej powodujące straty o 20% wyższe w stosunku do plonów uzyskanych w przeciętnych wieloletnich warunkach pogodowych (źródło: SMSR - Mapy KBW 2024-05-01 - 2024-06-30 (iung.pulawy.pl).
Wyróżniamy cztery rodzaje suszy:
- atmosferyczną,
- rolniczą (glebową),
- hydrologiczną i
- hydrogeologiczną.
– Susza atmosferyczna zależy od bilansu opadów, czyli stosunku między ilością opadów a tym, ile wody odparowuje – wyjaśnia prof. Wagner. – Teraz obserwujemy zwiększoną ilość opadów, ale jednocześnie odnotowujemy tak wysokie temperatury, że parowanie jest jeszcze wyższe. Najnowszy raport suszowy Instytutu Uprawy Nawożenia i Gleboznawstwa (IUNG) wskazuje na pogłębianie się tego zjawiska. W okresie od 1 maja do 30 czerwca 2024 roku, średnia wartość Klimatycznego Bilansu Wodnego (KBW) dla kraju wyniosła -121 mm. Oznacza to, że w tym czasie, ilość wody odparowywanej z powierzchni naszego kraju była o 121 mm większa, niż ilość otrzymywana wraz z opadami deszczu. To znaczący deficyt wody.
Z kolei susza rolnicza występuje wtedy, gdy obserwujemy przesuszanie się gleby. W ciągu ostatnich 2 miesięcy dotknęła ona ponad 70% gmin w Polsce powodując ponad 20% straty w plonach w stosunku do wartości wieloletnich. – Faktycznie, skutki suszy glebowej najłatwiej zaobserwować w rolnictwie: rośliny gorzej rosną, usychają, gorzej kwitną i słabiej owocują. Jednak trzeba pamiętać, że ten rodzaj suszy nie omija też terenów nierolniczych i jej skutki widać także w systemach przyrodniczych – dodaje prof. Wagner.
Susza hydrologiczna występuje, gdy obniża się poziom wody w rzekach a hydrogeologiczna, gdy spada poziom wód gruntowych. – Obecnie, według oficjalnych danych meteorologicznych te ostatnie dwa rodzaje suszy w Polsce nie mają miejsca jednak trzeba pamiętać, że nie wszystkie, zwłaszcza małe rzeki, są na bieżąco monitorowane – mówi prof. Wagner.
Najbardziej niebezpieczna, ponieważ najtrudniej odwracalna, jest susza hydrogeologiczna. – Wody gruntowe są nadmiernie wyprowadzane na powierzchnię, bo korzystamy z nich w gospodarstwach domowych, przemyśle i coraz częściej też w rolnictwie. Tymczasem jest to wykorzystywanie zasobu, który powinniśmy zacząć traktować jako nieodnawialny – alarmuje prof. Wagner. – Zasoby wód gruntowych, choć w Polsce uważane za znaczne, odnawiają się w perspektywie kilkudziesięciu a nawet kilkuset lat. Wydobywanie tych wysokiej jakości wód na powierzchnię i wylewanie na szybko parujące trawniki, albo wykorzystanie do mycia samochodów to wyjątkowe marnotrawstwo.
Dr hab. Iwona Wagner
Coraz częściej w Polsce widzimy suche koryta rzek, a jest to zjawisko, które jeszcze kilkanaście lat temu nie występowało w tej części Europy. – Dzieje się tak nawet na wschodzie kraju, który jest obszarem podmokłym i dotychczas był postrzegany jak swoista gąbka. Teraz nawet na terenach nieuprzemysłowionych poziom wód się obniża i gleba wysycha, głównie ze względu na wysokie temperatury i parowanie – dodaje prof. Wagner.
Skutki suszy łatwo przewidzieć. Po pierwsze należy spodziewać się wzrostu cen żywności i to nie tylko warzyw i owoców, ale także zbóż, nabiału i mięsa. W niedalekiej przyszłości możemy spodziewać się reglamentacji wody. – W jednym z regionów Hiszpanii, w Katalonii, na początku tego roku wprowadzono zarządzenie dotyczące ograniczenia zużycia wody, które nakazuje jego ograniczenie w rolnictwie o 80% a w hodowli bydła o 50% - mówi prof. Wagner. - Nie trudno sobie wyobrazić jak tego typu regulacja wpłynie na produkcję i ceny żywności, a to dzieje się teraz i wkrótce może dotyczyć także naszego kraju.
Ale susza nie odbija się tylko na rolnictwie. Większość polskich miast jest zasilanych wodą z wód podziemnych, obniżenie ich poziomu może oznaczać problemy z dostępem do wody pitnej. – Już w tej chwili wydano kilkadziesiąt apeli jednostek samorządu terytorialnego o ograniczenie zużycia wody, to prośby o nie podlewanie trawników, nie napełnianie przydomowych basenów i rezygnację z mycia samochodów. Takich apeli co roku jest kilkaset. – dodaje prof. Wagner. Na razie to apele, ale w niedalekiej przyszłości możemy się spodziewać obostrzeń.
W Polsce 64% ludzi żyje w miastach, czyli w gorącym, przesuszonym środowisku. – To nie jest dobre dla naszego zdrowia, przesuszenie wzmaga astmę, alergie, choroby przewlekłe, choroby układu oddechowego i układu krążenia – uzupełnia prof. Wagner.
Coraz trudniej będzie też wypoczywać nad wodą. – Miejsc do wypoczynku będzie ubywać, pogarsza się też jakość wód i nasilają się zakwity sinicowe. To wszystko efekty suszy i wysokich temperatur – dodaje prof. Wagner.
Co robić? Czy jest jeszcze szansa, żeby zapobiec tym zmianom? Po pierwsze trzeba ograniczyć emisje dwutlenku węgla zgodnie z obowiązującymi założeniami. W lutym Komisja Europejska przedstawiła nowy, ambitny cel redukcji emisji gazów cieplarnianych netto do 2040 roku o 90% w porównaniu z rokiem 1990. Cały Świat powinien osiągnąć neutralność w zakresie emisji do 2050 roku. – Musimy też zacząć serio myśleć o wodzie – mówi prof. Wagner. – Musimy zmienić myślenie o gospodarce wodnej i zacząć ją traktować priorytetowo - zarówno globalnie, z punktu widzenia kraju, ale także samorządowo i lokalnie. Unijna Ramowa Dyrektywa Wodna zobowiązuje państwa członkowskie do zarządzania zlewniowego. Każda zlewnia rzeki to podstawowy obszar do zarządzania przestrzenią i wszystkie decyzje na jej terenie powinniśmy podejmować znając jej bilans wodny. – Musimy wiedzieć, ile wody trafia do zlewni, jaka jest jej zdolność do zatrzymywania wody, ile wody możemy wykorzystać do których celów. Żeby poprawiać dostępność zasobów wodnych, powinniśmy zwiększać ilość lasów, mokradeł i łąk. Na terenach leśnych i rolniczych zaleca się tworzenie oczek wodnych, czyli niewielkich, naturalnych zbiorników z dużą ilością roślin – mówi prof. Wagner. – To niewielkie zmiany, które istotnie mogą poprawić sytuację hydrologiczną. Ostatnio burzliwie dyskutowany projekt rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady w sprawie odbudowy zasobów przyrodniczych (Nature Restoration Law), to właśnie prawo, którego wdrożenie przy znikomych kosztach, bardzo pomoże w walce z suszą.
Śródpolne oczko wodne łagodzące skutki suszy i wspierające bioróżnorodność w krajobrazie rolniczym na duńskiej wyspie Aero. Realizacja AMPHI Consult (fot. Iwona Wagner)
Niewielkich i niedrogich rozwiązań, które można wprowadzić jest wiele. Chodzi przecież o to, żeby zatrzymać w krajobrazie wodę, która ucieka do rzek, a rzekami do morza. A w miastach ten problem jest jeszcze większy, ponieważ woda po każdym deszczu odprowadzana jest betonowymi nawierzchniami do kanalizacji i wyprowadzana poza miasto. – Miasta muszą zmienić myślenie o wodzie. Każde miasto powyżej 100 tys. mieszkańców ma miejski plan adaptacji do zmiany klimatu, w którym uwzględniona jest tzw. niebiesko-zielona infrastruktura, czyli tereny zieleni i otwartej wody – mówi prof. Wagner. – Problem w tym, że nie wszystkie miasta traktują te zapisy poważnie, a znowu mówimy o niewielkich i relatywnie niedrogich rozwiązaniach, które mogą przynieść bardzo pozytywne skutki, pod warunkiem, że będą wprowadzane powszechnie.
Niecka chłonna z systemem wspierającym wzrost drzew, magazynująca wody opadowe z dachu szkoły przy ul. Kolberga 5 w Radomiu. Działanie zrealizowane w ramach projektu LIRFE RADOMKLIMA współrealizowanego przez Uniwersytet Łódzki wraz z Urzędem Miasta Radom, Wodociągami Miejskimi w Radomiu oraz firmą FPP Enviro – projektantem i wykonawcą rozwiązania (fot. Iwona Wagner)
Po pierwsze trzeba odejść od wyrównywania terenu. – Deweloperzy naprawdę nie muszą wypłaszczać każdego skrawka ziemi – mówi Wagner. – Pozostawienie nierówności czy niewielkich przegłębień, na dłuższą metę może poprawić atrakcyjność budowanego osiedla i w wielu miejscach zatrzyma wodę pozwalając na jej wsiąkanie. Zapewni chłód, zieleń, ale także obecność ptaków czy małych zwierząt. Takie rozwiązania są już z powodzeniem od lat stosowane za naszą zachodnią granicą.
Kolejne rozwiązanie to rozszczelnienie powierzchni albo nieuszczelnianie nowopowstających w procesie inwestycyjnym. – To proste pomysły z wykorzystaniem różnego rodzaju krat i powierzchni przepuszczalnych, które skierują wodę z opadów do gleby a nie do kanalizacji – wyjaśnia prof. Wagner. Kolejny ważny punkt to zagospodarowanie deszczówki z dachów. – Można pokusić się o zielone dachy, ale to dość drogie rozwiązanie i możliwe do przeprowadzenia głównie w nowym budownictwie – mówi prof. Wagner. – Ale deszczówkę można sprowadzać z dachów do ogrodów deszczowych, do zbiorników, do niecek chłonnych czy do oczek wodnych. To moje ulubione rozwiązanie, ponieważ bardzo sprzyja bioróżnorodności.
Kolejnym punktem jest odprowadzanie wody z dróg i ulic, które jest konieczne ze względu na bezpieczeństwo i przejezdność miast. – Ale woda nie musi być odprowadzana do kanalizacji, może przecież spłynąć na trawnik. Wystarczy pamiętać, że woda zwykle płynie w dół, więc trawniki powinny znajdować się niżej niż drogi, o czym z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie powodu, w naszym kraju się nie pamięta – mówi Wagner.
Najtańsze i najbardziej skuteczne nadal jest sadzenie drzew. Koszt posadzenia jednego drzewa jest relatywnie niski, biorąc pod uwagę, że z czasem ono rośnie i na koronie, pniu oraz w systemie korzeniowym jest w stanie zatrzymać do kilkuset litrów wody. Poprawia też strukturę gleby, wpierając retencję glebową. Musimy jednak zapewnić drzewom dostęp do wody opadowej, żeby nie trzeba było ich podlewać „z kranu”.
To wszystko rozwiązania, które nie generują wielkich kosztów, a mogą znacząco poprawić komfort życia w mieście i skutecznie walczyć z suszą. – Ważne jest, żeby były stosowane powszechnie, bo jeden zielony dach i jedno oczko wodne, za nic nie uporają się z coraz bardziej palącym problemem suszy – dodaje prof. Wagner. – Konieczna jest zmiana myślenia o wodzie.
Materiały: Wydział Biologii i Ochrony Środowiska
Tekst: Justyna Kowalewska (3PR), Michał Gruberski
Zdjęcia: Iwona Wagner