Antropolog kulturowy Uniwersytetu Łódzkiego: W świętowaniu siła!

Święta Bożego Narodzenia nieodmiennie kojarzą nam się z tradycjami – religijnymi, narodowymi, ludowymi, rodzinnymi. W klasycznym ujęciu tradycje to wszelkie wartości przekazywane z pokolenia na pokolenie. Mówimy też o aspekcie przedmiotowym – gdy wskazujemy co podlega transmisji, o czynnościowym – gdy śledzimy jak dokonuje się przekaz oraz o podmiotowym – gdy ustalamy jaki jest nasz lub czyjś stosunek do tradycji.

Autor artykułu dr Damian Kasprzyk opowiada dziennikarzom o zwyczajach świątecznych

Przywołany tu schemat można rozbudować o kilka dodatkowych kwestii uwzględniających kontekst zmian społeczno-kulturowych, którym podlegają zbiorowości ludzkie. Wówczas warto zastanowić się, na ile rozpoznajemy pierwotną istotę tradycyjnego przekazu (wszak tradycje z natury bywają długowieczne); w jaki sposób modyfikujemy jego formę, aby dostosować ją do aktualnych potrzeb pokoleniowych i wreszcie jaką wartość dla współczesnych posiada kontynuowanie tradycyjnych zachowań. Innymi słowy, czy i co „zyskujemy”, pozostając w dzisiejszych czasach wierni tradycji?

Dawniej: W zgodzie z naturą – błogi, rodzinny czas Godów

Życie naszych przodków, których główne zajęcia dotyczyły pracy na roli, podporządkowane było cyklom pór roku oraz rytmowi dobowemu. Zima, która jest okresem zarówno krótkiego dnia jak i niskich temperatur sprawiała, że ludzie nie mogli wykonywać wielu podstawowych zajęć związanych z pracą. Skupiali się wówczas wokół swojego domowego pieca, w zasadzie niezależnie od tego czy byli chłopami, mieszczanami czy szlachtą.

Okoliczności te doskonale korespondowały (nieprzypadkowo) z kalendarzem świątecznym. Bez trudu można zauważyć, że od jesieni przybywa dat, które dawniej związane były z jakimiś formami świętowania. Wspomnienia chrześcijańskich patronów: Marcina, Katarzyny, Andrzeja, Barbary, Mikołaja, Łucji, a dalej – Boże Narodzenie, Nowy Rok, Trzech Króli. W tych dniach celebrowano coś wspólnie, w grupach rodzinnych, sąsiedzkich, wioskowych, rówieśniczych. A zatem zachowania świąteczne w duchu tradycji wspierała niejako sama aura, która skłaniała ludzi do działań wspólnotowych, bliskości fizycznej, spędzenia czasu razem. Szczególnie tak zwane Gody – okres od 25 grudnia do 6 stycznia – był właściwie jednym długim świętem. Po nim zresztą zaczynały się zapusty (karnawał).

Dziś: Namiastka wspólnoty i krótkie wytchnienie od „zabiegania”

Można powiedzieć, że dzisiaj nastąpiło odwrócenie dawnych schematów determinowanych życiem w zgodzie z naturą. Odpoczywamy – urlopując – głównie latem, a jesienno-zimowe święta stanowią zazwyczaj jedynie krótką przerwę w okresie wypełnionym pracą. Portale społecznościowe dają namiastkę przebywania wśród ludzi cały czas, choć w czterech ścianach jesteśmy często zupełnie sami, niezależnie od pory roku. Niestraszna nam dzisiaj ciemność, którą ujarzmiliśmy za pomocą elektryczności, podobnie jak chłód. Pracujemy zazwyczaj w ogrzewanych pomieszczeniach, przemieszczamy się w klimatyzowanych autach, a fakt, że zamarznięta ziemia „nie rodzi”, nie ma dla nas większego znaczenia. Nawet rolnicy, a szczególnie hodowcy i przetwórcy, mają zimą co robić dzięki technicznemu uniezależnieniu od aury. Okoliczności te sprawiają, że nie rozumiemy wielu świątecznych symboli, których źródła tkwią w zjawisku solarnego przesilenia. Nie czujemy też radości związanej z tym „cudem”.

Można stwierdzić, że warunki dla świętowania zmieniły się na gorsze. Ale zasadne byłoby też uznać, że zmieniły się na takie dla nas samych – dla naszego dobrostanu psychicznego i tożsamościowego. „Zabieganie” to chyba słowo najczęściej towarzyszące samoocenie warunków życia wielu z nas. Inni uzależnili się od Internetu i urządzeń dających do niego dostęp w stopniu, który utrudnia odróżnienie dnia świątecznego od pozostałych.

A jednak warto świętować!

Pomijając względy religijne i zaspokojenie związanych z tym potrzeb, powtórzmy pytanie zadane na wstępie. Co zyskujemy celebrując świąteczne tradycje?

Świętowanie to cykliczne momenty stałości i przewidywalności – wszyscy ich potrzebujemy, także ci, którzy lubią mobilność, ryzyko i wyzwania. Dzięki stałym i pewnym momentom na mapie doświadczeń łatwiej nam opisać własne życie.

Świętowanie to utożsamienie się, czyli ustanowienie relacji wobec czegoś – tradycji religijnych, wartości rodzinnych, autorytetów. To deklaracja, że na kimś lub na czymś nam zależy i podstawowy warunek tego, aby inni uznali nas za osobę wartościową.

Świętowanie, to deklarowanie tożsamości społeczno-kulturowej, dającej nam poczucie bycia we spólnocie oraz przekonanie, że nie jesteśmy i nie będziemy sami. To z kolei pozwala rozproszyć egzystencjalne lęki przed przyszłością i poczuć się pewniej.

Świętowanie otwiera nam dostęp do sfery symbolicznej, dzięki czemu uczymy się odczytywać wiele kierowanych do nas komunikatów i korzystać ze wspólnych wzorców narracyjnych. Bywa, że bardzo dobrze posługujemy się językami obcymi, lecz nie znamy języka symbolicznego własnej kultury.

Świętowanie, choć jako praktyka cykliczna samo ma coś z rutyny, pozwala przełamać schemat codzienności, opuścić sztywny gorset spraw, którymi żyjemy i ludzi, z którymi przebywamy. To stanięcie „z boku” umożliwia z kolei dokonanie korekty własnych postaw i zachowań. To wycieczka poza codzienność i jak każda inna podróż, również i ona posiada walory poznawcze. Dotyczy to także innych ludzi, których na co dzień nie mamy czasu wysłuchać, choć są nam fizycznie bliscy. 

W święta to, co wydaje się niemożliwe, staje się możliwe. Korzystajmy z tej okazji.

Tekst: dr Damian Kasprzyk, Pracownia Etnografii i Badań nad Folklorem Uniwersytetu Łódzkiego
Redakcja: Centrum Komunikacji i PR UŁ